12.12.2018 19:20 "usiłował dźgnąć ją w brzuch"
Przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga ruszył proces 59-letniego Leszka K. Mężczyzna oskarżony jest o usiłowanie zabójstwa swojej żony na kilka dni przed rozprawą rozwodową. Oskarżony twierdzi, że dźgnął kobietę nożem, bo dosypała mu leków do herbaty.
Pierwsza rozprawa odbyła się w środę. Składowi orzekającemu w sprawie Leszka K. przewodniczy sędzia Joanna Zaremba. Do zdarzenia doszło w lutym tego roku. Mężczyzna przyjechał do Wołomina z Finlandii, gdzie od dłuższego czasu pracował. W rodzinne strony ściągnęła go założona przez żonę sprawa rozwodowa.
Trafił w rękę, bo kobieta się zasłoniła. Kolejnym ciosom zapobiegł dorosły syn pary. Oskarżony miał tego samego dnia grozić pozbawieniem życia także znajomym żony, których powołała na świadków w sprawie rozwodowej.
- Zrozumiałem zarzuty. Nie przyznaję się, będę składał wyjaśnienia - powiedział Leszek K. Tłumaczył, że konflikt między nim a żoną nie wynikał ze złożonego przez nią pozwu rozwodowego, ale z braku porozumienia w sprawie podziału majątku. - Domagałem się spłaty 130 tysięcy. Rodzina nie chciała mi tego oddać – wyjaśnił.
Według jego relacji 2 lutego żona rozpuściła mu "jakieś środki psychotropowe" w herbacie. Miał po nich stracić przytomność. Następnie kobieta "wywołała awanturę, podczas której została ranna".
Twierdził także, że małżonka była "w zmowie z policjantami, którzy brali udział w interwencji". Stronniczy, zdaniem oskarżonego, był także stawiający mu zarzuty prokurator. Mówił, że obawiał się z jej strony prowokacji, ponieważ wcześniej znalazł "dokumenty obciążające żonę" i złożył na nią zawiadomienie do urzędu skarbowego. Zarzekał się, że nigdy nie groził kobiecie pozbawieniem życia. - Zostałem wrobiony (…) Nie widzę powodu, dlaczego miałbym odbywać jakąś karę – twierdził K.
Pytany, jak doszło do sytuacji, w której jego żona została ranna od noża, odpowiedział: "Może to było z mojej winy, a może sama się nadziała". Nie pamiętał, żeby to on pierwszy zaatakował.
51-letnia pokrzywdzona inaczej zapamiętała tamten wieczór. Twierdziła, że odkąd próbowała rozstać się z mężem, wielokrotnie jej groził, straszył, mówił, że wszystko nagrywa. 2 lutego wróciła z synem do domu. Usłyszała, że w kuchni mąż tłucze szkło. Rozpętała się awantura. Kobieta wybiegła na klatkę schodową, prosiła sąsiadkę o wezwanie pomocy. - Wtedy zorientowałam się, że mąż jest tuż za mną, idzie w moją stronę, a ja nie mam gdzie uciec – zeznała.
- Mąż doszedł do mnie, zamachnął się tym nożem. Zrobiłam unik, zasłoniłam się ręką. Po chwili się zorientowałam, że leje się krew – powiedziała pokrzywdzona. W sądzie zeznała, że w uniknięciu kolejnego ciosu pomógł jej dorosły syn, który odciągnął ojca i pomógł matce w ucieczce. Kobieta z synem zabarykadowali się w mieszkaniu do czasu przyjazdu policji.
- Mąż powiedział do syna, że jak wróci, to skończy, co zaczął – zeznała. Kobieta powiedziała, że choć Leszek K. nie osiągnął swojego zamiaru, uczynił z niej osobę niesprawną fizycznie. - Ręka dalej nie jest sprawna, kilka miesięcy byłam na zwolnieniu, chodzę na rehabilitację – podała do protokołu.
Kolejna rozprawa odbędzie się w piątek. Sąd planuje przesłuchać m.in. syna pary, który zapobiegł tragedii 2 lutego.
Za usiłowanie zabójstwa Leszkowi K. grozi dożywocie.
Czytaj też o procesie akwarysty:
PAP/kz/b
zgłoś naruszenie odpowiedz 14.12.2018 09:13 ~Pilum
zgłoś naruszenie odpowiedz 12.12.2018 21:35 ~imiona
w języku polskim mamy dwa podobnie brzmiące, jednak różne imiona: Leszek oraz Lech. nie wiem czemu zakładasz że to zdrobnienie.
zgłoś naruszenie odpowiedz 12.12.2018 20:10 ~Jareczek
Czy osobę która usiłowała zabić drugą osobę można nazywać zdrobniale ?
ZASADY FORUM: Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. TVN Warszawa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Dodaj swój komentarz »
Zobacz wszystkie komentarze »
Zostań Reporterem 24 - wyślij nam swój materiał przez Kontakt24 lub kontakt24@tvn.pl
Oglądasz: Mur runął na parkingu
Przeczytaj o tym więcej »
Oglądasz: Wybite szyby i zniszczone auta
Przeczytaj o tym więcej »
Oglądasz: Z tramwaju wprost pod koła
Przeczytaj o tym więcej »
Oglądasz: Anioł objawił się na Ursynowie
Przeczytaj o tym więcej »
Oglądasz: Hipsterskie śniadania w autobusowej hali
Przeczytaj o tym więcej »
Oglądasz: Zorganizowali "gang dzieciaków" i pomazali chodniki
Przeczytaj o tym więcej »
Oglądasz: To może być bardzo droga podróż
Przeczytaj o tym więcej »
Elegancki samochód osobowy stojący samotnie pośrodku wielkiej plamy błękitu wypatrzył jeden z naszych czytelników. Wysłał zdjęcia na Kontakt 24. WIĘCEJ »
Zobacz więcej absurdów »
"Kobieta wybiegła na klatkę schodową, prosiła sąsiadkę o wezwanie pomocy. - Wtedy zorientowałam się, że mąż jest tuż za mną, idzie w moją stronę, a ja nie mam gdzie uciec – zeznała."
Wybiegła na klatkę schodową i nie ma gdzie uciec?
Moim zdaniem obie strony wyolbrzymiają całą sytuację.